Zuza Skrzyńska

„Jestem okropną matką” – jak przestać się biczować

by Zuza Skrzyńska

„Jestem okropną mamą”, „Jak mogłam się tak zachować”, „Nic nie ogarniam, jestem beznadziejna”, „Co za matka krzyczy na swoje dzieci?”, „Kiedy dorosną, na pewno będą żałować, że mają taką matkę”, „Znowu to samo, nic nie umiem zrobić dobrze”. Zdarzyło Ci się skręcić ze swoich myśli bat i zacząć się nimi biczować? Bo mi tak i myślę, że wiele mam ma podobnie.


MYŚLI UPIERDLIWE

Tak je nazywam, chociaż wiem, że fachowo mogą mieć całkiem inne nazewnictwo. Uporczywe myśli, ruminacje. Są charakterystyczne m.in. dla depresji, objadania się, uzależnień czy zespołu stresu pourazowego. Powiem Ci jednak, że zanim wpadłam w depresję, też dobijałam się własnymi myślami. Potrafiłam wpaść w jedną myśl, zwykle po jakiejś kłótni, a potem biczować się nią nawet przez kilka dni. Że taka jestem chujowa i beznadziejna. Aż spać w nocy nie mogłam.

Być może Tobie też zdarza się rozpamiętywać w nieskończoność trudne zdarzenia. Wiecznie poddawać w wątpliwość jakość tego, co robisz. „Czy powinnam to powiedzieć mojej córce?”, „Może mogłam zrobić coś więcej, lepiej, inaczej?”. Macierzyństwo to taki czas w życiu, w którym wyjątkowo często zastanawiamy się nad tym, co zrobić. Czy dobrze postąpiłyśmy. Poddajemy się ocenie, obwiniamy. Jasne, nie każdy tak ma. Znam jednak wiele mam, które regularnie biczują się własnymi myślami.

Dlaczego właściwie to robimy?


BICZUJEMY SIĘ, ŻEBY ODBYĆ KARĘ, WYCIĄGNĄĆ WNIOSKI, CZEGOŚ SIĘ NAUCZYĆ.

Po pierwsze, wymierzamy sobie karę. Jeśli uznamy, że zachowałyśmy się źle, to porządne lanie we własnej głowie zdaje się rekompensować, zadośćuczynić. Czujemy się rozgrzeszone. „Przecierpiałam swoje, odbyłam karę”. Liczymy, że „pokrzywdzony” dostrzeże naszą skruchę i wybaczy. Tak naprawdę zwykle nie ma czego wybaczać. Nie ma oprawcy i ofiary. Są ludzie, którzy czują wszystkie ludzkie emocje. W tym złość, smutek, niechęć, frustrację. 

Jeżeli wyrażając te emocje naruszymy czyjeś granice, możemy naprawić relację na przykład za pomocą rozmowy naprawczej. Pisałam o niej TUTAJ. Taką rozmowę warto przeprowadzić nie tylko z dzieckiem, ale też z drugim dorosłym. Dostosować ją do własnych potrzeb. Do stylu komunikacji i relacji, jaką mamy z rozmówcą.

Mam wrażenie, że klasyczne mamuśkowe biczowanko jest powiązane z niewspierającym przekonaniem o Matce Polce Cierpiętnicy. Im bardziej cierpi, tym bardziej jest dobra i szlachetna. Tymczasem wcale cierpieć nie trzeba, żeby być dobrą mamą dla swoich dzieci. 

Po drugie, łudzimy się, że rozpamiętywanie doprowadzi nas do rozwiązania. „Może wymyślę coś, co w przyszłości pozwoli mi zachować się inaczej?”

Po trzecie, mamy nadzieję, że rozpamiętywanie pozwoli nam zrozumieć lepiej sytuację czy drugą osobę – „Może dojdę w końcu do tego, o co jej chodzi. Jakich słów lub zachowań oczekuje?”

Po czwarte, rozpamiętujemy i taplamy się w nieprzyjemnych emocjach, kiedy nie wiemy, że emocje można regulować. Pozwolić im wybrzmieć i… żyć dalej, bez dowalania sobie. Zamiast przeżywać trudne emocje, przechodzić przez nie, tłamsimy je w środku. I pukają potem do drzwi wyjściowych, często za pomocą uporczywych myśli.


TO TAK NIE DZIAŁA. 

Zupełnie czymś innym od upierdliwego myślenia jest przeanalizowanie sytuacji „na zimno”. Zastanowienie się dlaczego zachowałam się w ten sposób. Dlaczego ktoś inny się tak zachował. Jakie niezaspokojone potrzeby za tym stoją. Jak mogę zaopiekować swoje emocje, by zareagować następnym razem inaczej i że to jest okej, jeśli mi się nie uda. Jestem tylko człowiekiem. Popełniam błędy, naprawiam je i tak w kółko, aż do końca życia. Łatwiej złapać taką szerszą perspektywę, gdy emocje opadną, a natłok myśli nie będzie już zaprzątał głowy.

Biczowanie się nie jest konstruktywne. Nie prowadzi do wglądu, do lepszego zrozumienia siebie i innych. Babranie się we własnych upierdliwych, oceniających myślach, pogłębiających poczucie winy, jest jak ślizganie się po lodzie. Podczas gdy potrzebujemy zanurkować w wodzie, która jest pod jego powierzchnią.

Rozpamiętywanie jest bolesne. Generuje stres. Rozpamiętując wchodzisz znowu w trudną emocjonalnie sytuację. Przeżywasz na nowo tę złość, smutek, rozczarowanie. A kiedy robisz to często, biczujące myślenie może wejść Ci w nawyk. Tak jak mi. I powiem Ci, że to nie jest nic przyjemnego, kiedy umysł wchodzi w stan permanentnej, myślowej upierdliwości. 

Emocje wywołują myśli, a myśli „odpalają” emocje. Doskonałym tego przykładem są wybuchy złości zaraz po tym, gdy w głowie pojawia się tzw. „myśl zapalnik”. U mnie to jest myśl, że „On znowu chce mi zrobić na złość”. „Pierdolę, dłużej już tego nie wytrzymam”. „Dlaczego chociaż raz nie może pomyśleć o mnie i zachować się inaczej?”. Czasem ciężko wyjść z tego błędnego koła, gdzie rozpamiętujemy daną sytuację. Myśli powodują emocje, emocje prowadzą do kolejnych uporczywych myśli, aż w końcu jesteśmy w tak trudnym emocjonalnie stanie, gdzie o wybuch nietrudno. 


JAK TO PRZERWAĆ?

Opowiem Ci o tym, co mi pomaga. Nie zawsze, ale coraz częściej. Do najbardziej podręcznych dla mnie strategii należy zorientowanie się, że to jest tylko myśl. To, że myślę, że tak jest, nie oznacza, że jest tak w rzeczywistości. Podam Ci przykład.

„Jestem okropną mamą”. 

„Mam taką myśl, że jestem okropną mamą”.

„Zauważyłam, że mam taką myśl, że jestem okropną mamą”.

Spróbuj zastosować ten schemat i zobacz, jak Ci z tym jest. Czy udało Ci się zdystansować, oddzielić rzeczywistość od biczującej myśli? Nie zniechęcaj się, jeżeli nie podziałało za pierwszym razem. Zmiana myślenia zwykle wymaga trochę czasu. Uczenie się to proces, co oznacza, że jest rozciągnięte w czasie. Potrzeba ćwiczeń, by stopniowo pojawiały się efekty.


CO JEŚLI NIE UMIEM SIĘ ZATRZYMAĆ?

Jeśli masz problem z zatrzymaniem się, by przeformułować swoją myśl, możesz sięgnąć po… szklankę zimnej wody. Serio, wypicie takiej szklaneczki nie dość, że nawadnia, to jeszcze stawia do pionu. Pomaga ostudzić potok myśli. 

Jeżeli woda nie wystarczy, warto spróbować powrotu z poziomu myśli do rzeczywistości toczącej się „tu i teraz”. Jak to zrobić? Skupić się na tym, co obecnie się widzi, słyszy, odczuwa na poziomie ciała. Ja skupiam się na pierwszym przedmiocie, który mam przed oczami. I opisuję go sobie na głos albo w myślach. 

„Widzę zielony kwiatek. To monstera. W dużej, niebieskiej doniczce w białe poziome paski. Stoi na regale w kuchni. Ja stoję obok niej.” Być może brzmi to dla Ciebie totalnie kretyńsko – dla mnie kiedyś tak właśnie brzmiało. Jak niby opisywanie kwiatka ma mi pomóc w wyrwaniu się z własnej głowy? Potem, kiedy okazało się, że to faktycznie działa, zmieniłam nieco podejście.

Po powrocie do „tu i teraz” mówię sobie PRZESTAŃ. Będziesz sobie rozpamiętywać do woli wieczorem. Coraz częściej zdarza się tak, że do wieczora zapominam o sprawie albo zwyczajnie nie czuję już potrzeby robienia sobie biczującej rozkminy.


WYZNACZ CZAS, W KTÓRYM ROZPAMIĘTUJESZ I BICZUJESZ SIĘ DO WOLI

Ten sposób zaczął sprawdzać się u mnie dopiero po jakimś czasie. Kiedy nauczyłam się już oddzielać rzeczywistość od upierdliwych myśli o tej rzeczywistości. Gdy próbowałam skorzystać z niego wcześniej, nie potrafiłam się powstrzymać i wpadałam znowu w błędne koło dobijających mnie myśli.

Każda z nas jest inna. Nie jest powiedziane, że u Ciebie będzie tak samo. Warto próbować różnych sposobów. Sprawdzać, „co u mnie działa”, „co mnie wspiera”, a resztę sobie odpuścić. 

To, co u mnie działa, to wyznaczenie sobie 15 minut w ciągu dnia na rozpamiętywanie. Jeśli czuję taką potrzebę, przeznaczam na to wieczorny prysznic. Po dniu pełnym napięć wypuszczam je razem ze strumieniem łez. I dowalam sobie przy okazji ile chcę. Rozmyślam, rozpamiętuję. Potem wychodzę, wycieram się ręcznikiem i jestem już spokojna. Wiem, że kolejne biczowanie najwcześniej za 24 godziny.


KIEDY NIE MA DROGI NA SKRÓTY

Jak wspominałam na początku, uporczywe myślenie może być objawem różnych zaburzeń. Na przykład depresji (ta poporodowa może pojawić się nawet rok po porodzie – później też, tylko nie nazywa się „poporodową”). 

Może być związane z mocno zakorzenionymi przekonaniami, wpojonymi jeszcze w okresie dziecięcym. O tym, że nie wolno płakać, bo to oznaka słabości, że brzydko jest się złościć, a mama powinna poświęcać wszystko dzieciom i nie ma prawa czuć się źle. Że z mężem nie można dyskutować, bo chłop się w robocie męczy, a matka to tylko w domu z dziećmi siedzi. 

Może być związane z trudnymi przeżyciami z bardziej lub mniej odległej przeszłości. Z wydarzeniami wzbudzającymi lęk, z którym ciężko zmierzyć się bez pomocy. I ja kiedyś po taką pomoc postanowiłam sięgnąć. Prócz opisanych tutaj metod rozprawienia się z samobiczowaniem, zaopiekowałam się sobą w terapii. Psychoterapeuta pomógł mi rozliczyć się z własną przeszłością, niewspierającymi przekonaniami i niskim poczuciem własnej wartości. 

Gdy dojdziesz do momentu, w którym zdecydujesz się sięgnąć po takie wsparcie, pamiętaj proszę, że to żaden wstyd. Raczej przejaw odwagi, świadomości i odpowiedzialności. 


UWAŻNOŚĆ I MULTITASKING

Myślę sobie, że uważność może być dla Ciebie bardzo wspierająca w radzeniu sobie z uporczywymi myślami. W byciu bliżej siebie. Z empatią, zrozumieniem, bez gubienia się w morzu przykrych myśli. Mnie ona bardzo pomaga, chociaż uczę się jej od niedawna. 

Z grubsza chodzi o to, by skupiać się na tym, co jest tu i teraz. Robić jedną rzecz na raz. Chociaż będąc mamą możesz mieć wrażenie, że to niewykonalne. I trochę tak jest, gdy dzielimy uwagę na wiele rzeczy. Często też na wiele dzieci. Kiedy ciągle coś lub ktoś nam przerywa. 

Jednak na wszystko mamy jakiś wpływ. Nawet jeśli nie jest tak duży, jak byśmy chciały. Możemy na przykład bawiąc się z dzieckiem nie robić nic więcej. Nie składać prania jedną ręką. Myślami być w klockach duplo, a nie w zlewie pełnym brudnych naczyń. 

Możemy pijąc kawę siedzieć na dupce na kanapie, gdy maluch śpi. A nie latać z odkurzaczem, wyciągając przy okazji po jednym talerzu ze zmywarki. Skupiać się na tym, co widzę, słyszę i czuję. Chmury na niebie, stukot kółek wózka na nierównych płytach chodnika, wiatr we włosach.

A multitasking? Walić multitasking. W przypadku myśli upierdliwych bardziej szkodzi, niż pomaga. Poza tym, jeśli jesteś mamą, to i tak wystarczająco rzeczy musisz robić jednocześnie. Wyłapuj te chwile, kiedy nie jest to konieczne. I bądź w nich tu i teraz.

Pisząc ten tekst korzystałam z własnego doświadczenia oraz informacji o ruminacjach zawartych w książce „W sieci natrętnych myśli. Jak uwolnić się od bezustannej walki z lękiem i niepokojem”, K.G.Wilson, T. Dufrene, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Sopot 2018.

To też może Ci się spodobać

1 Komentarz

Ciężki dzień? O strategii minimalizowania strat | Zuza Skrzyńska - notatki z macierzyństwa 5 października, 2020 - 12:47 pm

[…] Jeżeli masz z tym problem i nieustannie dowalasz sobie myślami, że jesteś wyrodną i kiepską matką, sprawdź tutaj, jak te myśli zastopować – KLIK.  […]

Odpowiedz

Dodaj komentarz

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda