Zuza Skrzyńska

Rodzicielstwo bliskości — pułapki i mity

by Zuza Skrzyńska

Karmienie piersią, chustonoszenie, współspanie. To tylko niektóre z elementów popularnego nurtu rodzicielstwa bliskości. Bywa, że jest on postrzegany jako jedyna słuszna droga wychowania.

Czy nie spełniając tych pozornych kryteriów rodzicielstwa bliskości, można w ogóle określać siebie mianem bliskościowego rodzica? A co, jeśli gubimy w gąszczu założeń i wytycznych, a RB bardziej nas przytłacza, niż cieszy? Dlaczego dążenie do bycia świadomym rodzicem kończy się wyrzutami sumienia? 

„Chciałam być bliskościową mamą, ale ani karmienie piersią, ani chustonoszenie mi nie wyszło… Szkoda, bo wiem, jakie to cenne”. 

„Nie zostawiam z nikim mojego dziecka. W pierwszych latach życia bliskość i relacja z mamą są najważniejsze. Chciałabym wyjść gdzieś sama, ale dla dobra synka wolę się poświęcić”. 

„Wczoraj w zmęczeniu i bezradności nakrzyczałam na bliźniaki. A miałam być bliskościowym rodzicem”. 

Czy widzisz pełen poczucia winy wydźwięk tych wypowiedzi i standardy niemalże niemożliwe do spełnienia w konfrontacji z realiami życia domowego? Mnie również zdarzyło się, rozumieć rodzicielstwo bliskości w zero-jedynkowy sposób, a każde niepowodzenie, w moim przekonaniu, automatycznie skazywało na porażkę moją relację z córkami. Aż do chwili, kiedy zorientowałam się, że dążę do niemożliwego… i wcale nie jestem blisko. Blisko ani moich dzieci, ani siebie. Po uszy tkwiłam w pułapce niewłaściwego interpretowania, czym rodzicielstwo bliskości właściwie jest.

 

POMINIĘCIE SIEBIE 

Rodzicielstwo bliskości to „attachmet parenting”, czyli „rodzicielstwo przywiązania”, ale nie rodzicielstwo poświęcenia się, uwiązania i pomijania siebie. Owszem, najważniejszym elementem RB jest budowanie relacji z dzieckiem, ale ważna jest również umiejętność bycia blisko siebie, zaopiekowania się sobą. Rodzicielstwo oparte na przywiązaniu, bierze pod uwagę zarówno potrzeby dzieci, jak i rodziców. Zgodnie z tym podejściem, potrzeby wszystkich członków rodziny są tak samo ważne i zasługują na zaspokojenie. 

Dostrzeganie własnych potrzeb czy emocji nie oznacza przejścia z jednej skrajności w drugą. Dziecko, którego rodzic potrafi zadbać także o siebie, nie jest skazane na tzw. „zimny chów”, odtrącenie, wypłakiwanie lub inne metody zahaczające o przemoc. Istotne jest, żeby nurt ten traktować jako podpowiedź, a nie instrukcję wychowania dziecka.

RB pozwala na interpretację założeń i dostosowywanie
strategii działania tak, by umożliwiały połączenie, czasem pozornie sprzecznych lub trudnych do pogodzenia, interesów członków rodziny. Przykładowo, jeśli, jako mama, potrzebujesz wrócić do pracy i dziecko zostanie z babcią, czy pójdzie do żłobka, nie oznacza to jednocześnie, że nagle przestaniecie mieć dobrą relację. 

 

NADOPIEKUŃCZOŚĆ 

Dzieci potrzebują bliskości, ale potrzebują też przestrzeni do nauki, do eksplorowania, do kształtowania samodzielności. Opiekowanie się i wspieranie małego dziecka, bez wątpienia przekłada się na większą samodzielność w starszym wieku. W RB ważne jest, aby troszczyć się o dziecko z szacunkiem dla jego podmiotowości, towarzyszyć mu w rozwoju.

praktyce oznacza to, że reagujemy na sygnały, które dziecko wysyła, ale pozwalamy mu również na naukę na własnych błędach, eksperymentowanie i doświadczanie — w granicach jego bezpieczeństwa. Dziecko dostaje przestrzeń do poznawania świata, jednocześnie ucząc się dostrzegania granic własnych i granic innych osób. 

Bywa, że lęk o dziecko, jego zdrowie, przyszłość tłumaczymy rodzicielstwem bliskości, w myśl stwierdzenia „zależy mi, więc się martwię”. Tymczasem niezdrowy poziom lęku, nadmierne zamartwianie się i/lub nadopiekuńczość nie są wyznacznikami RB.

„Sklejenie się” z dzieckiem, krążenie nad jego głową niczym
helikopter, to wiadomość, o tym, co dzieje się w rodzicu, o problemach do rozwiązania czy trudnościach do zaopiekowania (np. u psychoterapeuty). Więcej o rodzicu „helikopterze” pisałam w artykule: Rodzic helikopter, czyli nadopiekuńczość i… co dalej?

 

ETYKIETOWANIE I OCENIANIE 

„Co, jeśli pójdę do toalety, a moje dziecko płacze? Jeśli nie zareaguję od razu, to czy to już jest przemoc i zniszczenie bezpiecznej relacji”? 

Mnie samej, przypięcie etykietyki bliskościowego rodzica zwiększało ilość wyrzutów sumienia i odczuwanego napięcia, a każde „niepowodzenie” lub zbyt mało empatyczne, w moim odczuciu, zachowanie, obracałam przeciwko sobie. 

Kształtując swoje wyobrażenie o tym, co bliskościowy rodzic powinien (np. wspomniane na początku noszenie w chuście, współspanie, czy reagowanie w sekundę na płacz itd.) łatwo wpaść w pułapkę tworzenia tej wizji na podstawie krążących mitów dotyczących RB (np. bliskościowy rodzic nie może się złościć, musi się całkowicie poświęcać dziecku itp.), a to może dokładać stresu.


NIE MA BLISKOŚCIOWEJ CHECKLISTY DO ODHACZENIA

Jednym z takich mitów jest postrzeganie rodzicielstwa bliskości jako czarno-białej instrukcji, w myśl której rodzic musi natychmiast odpowiadać w stu procentach na potrzeby dziecka. Zawsze za nim podążać, nieustannie być z nim w kontakcie, a jeśli nie pobawi się, nie zachowa się idealnie, to relacja zostaje zaprzepaszczona.

Dotyczy to także sytuacji, w których mówimy dziecku „nie”. Odmowa
 pozwala maluchowi w bezpieczny sposób doświadczać granic drugiej osoby i poznawać swoje własne. Więcej na temat odmawiania dziecku możesz przeczytać tutaj: Jak odmawiać dziecku i dlaczego to jest ważne

Tymczasem, jak najbardziej możliwe jest stworzenie pięknej, bezpiecznej więzi z dzieckiem, nie karmiąc go piersią, nie używając chusty, śpiąc w oddzielnych łóżkach i nie stawiając dziecka permanentnie na piedestale rodzinnej hierarchii. 

Oceniając zachowania rodziców względem dziecka, czyha na nas też pułapka związana z etykietowaniem innych. Sprzyja ona podziałom na rodziców RB, czyli tych „dobrych” i pozostałych, „złych”, którzy nie spełniają wymogów rodzicielstwa bliskości. A może warto by spojrzeć na innych rodziców równie empatycznie, co na dzieci? Rodzice nie muszą być perfekcyjni. Mogą być wystarczająco dobrzy, świadomi własnych ograniczeń, dbający o dziecko najlepiej, jak potrafią. 

 

ZAMYKANIE SIĘ 

Kolejną z pułapek towarzyszącą RB jest przekonanie, że to jedyna słuszna droga do budowania relacji z dzieckiem i zamykanie się na inne, niż rodzicielstwo przywiązania, style wychowawcze. Tymczasem w gąszczu dostępnych informacji, wiedzy i książek na temat wychowania dzieci, natrafić można na informacje o nieco innych podejściach do wychowania, które wcale nie muszą być gorsze czy krzywdzące. Rodzicielstwo bliskości nie jest jedyną drogą, umożliwiającą stworzenie bezpiecznej więzi z potomkiem.

Czasem oddalamy się od osób, które wybierają inaczej („To, że ktoś wybiera inaczej, nie znaczy, że wybiera(sz) źle”) i w naszym odczuciu są za mało bliskościowi.

Mogą to być nasi bliscy, znajomi, rodzice rówieśników dziecka. Zdarza się, że tą osobą jest partner lub partnerka z inną wizją rodzicielstwa. Bywa, że w trosce o dobro malucha, usiłujemy przekonać bliskich, by zawsze traktowali dziecko dokładnie tak samo, jak my, czyli w najlepszy, naszym zdaniem, sposób

Świat jednak nie kończy się w momencie, gdy ktoś potraktuje nasze dziecko inaczej, nie wyrządzając mu przy tym krzywdy. Przy czym nie chodzi tu o usprawiedliwienia stosowania jakiejkolwiek formy przemocy wobec dziecka, a o zwrócenie uwagi na to, że nie jest możliwe, by każdy człowiek traktował naszego malucha w jeden, wymarzony przez nas, „idealnie” bliskościowy sposób.

Zetknięcie się z nieco odmiennym sposobem postępowania może być dla dziecka rozwojowym doświadczeniem, które pokazuje, że istnieją różne zachowania, reakcje, że różni ludzie swoje granice mają w różnych miejscach. 

„Błędem jest sądzić, że istnieje tylko jeden prawidłowy sposób wychowania dzieci, a wszystkie pozostałe są złe. W rzeczywistości są tysiące tak samo prawidłowych metod wychowawczych, kolejne tysiące, które może nie są idealne, a wystarczająco dobre, a do tego kolejne tysiące, o których nie wiadomo czy są dobre, czy złe, bo nie mamy wystarczających danych, więc starajmy się najlepiej, jak umiemy”. 

 C. Gonzalez „Wspólne dorastanie. Miłość i szacunek”

BRAK AUTENTYCZNOŚCI 

Czasem utożsamiamy rodzicielstwo bliskości z rodzicielstwem wiecznej radości. Bez miejsca na trudne emocje, których nie sposób w życiu uniknąć. Może nas to wepchnąć w udawanie wiecznie szczęśliwej i opanowanej w każdej sytuacji osoby…

Tymczasem udawanie jest męczące i nieszczere. Nie tylko wobec nas, ale
również wobec naszych dzieci, a one nie tylko doskonale wiedzą, kiedy udajemy, ale mogą również odczuwać dyskomfort i rozdźwięk między tym, co czują i jak zachowują się one same, a jak reaguje i zachowuje się rodzic. Bo skoro maluch płacze, kiedy zdarzy się coś, co może ten smutek spowodować, a mama ma ogromny uśmiech na twarzy, mimo że w podobnej sytuacji ją też, ewidetnie, smutek chwyta za gardło, to najwyraźniej coś tu jest nie tak. Dzieciaki niestety mają tendencję do tego, by w pierwszej kolejności stwierdzić, że to z nimi coś jest „nie w porządku”.

Z brakiem autentyczności mogą też iść w parze inne trudności, ponieważ udając:

  • okrutnie się męczymy,
  • pokazujemy własnym przykładem, że tłumienie i zaprzeczanie trudnym emocjom jest okej,
  • kreujemy wizerunek „idealnego” rodzica, do którego być może nasze dziecko będzie dążyć, gdy samo zostanie rodzicem, a problem w osiągnięciu podpatrzonego w domu „ideału”, może wpływać negatywnie na samoocenę i ogólne samopoczucie,
  • nie uczymy dzieci, że złość, smutek czy bezradność są normalnymi emocjami i jak można sobie z nimi poradzić w konstruktywny sposób, zamiast udawać, że nie istnieją.

„Niektórzy rodzice nie lubią konfliktów, nie chcą by dzieci się frustrowały, nie chcą żeby były nieszczęśliwe boją się je niechcący skrzywdzić…To sprawia, że dzieci spędzają kilka pierwszych lat życia bez prawdziwych ludzi wokół siebie. Widzą tylko uśmiechnięte twarze, więc skąd mają wiedzieć, że inni ludzie też mogą mieć własne pragnienia, potrzeby, granice, gorsze chwile i różne inne ludzkie cechy? Takie dzieci nie mają szansy prawidłowo rozwinąć zdolności do empatii ani zrozumienia dla gestów, wyrazu twarzy czy zachowania innych ludzi”. 

J.Juul wywiad dla Wydawnictwa Mind „Rodzice powinni być prawdziwymi ludźmi”

 

BLISKOŚCIOWA ZASŁONA 

Bywa, że tak bardzo skupiamy na wdrożeniu poradnikowych wskazówek dotyczących RB, że tracimy z oczu zarówno dziecko, jak i siebie. Czasem ważniejsze staje się odhaczanie punktów na liście rzekomych „obowiązków” rodzica bliskościowego, a dostrzeganie i zaspokajanie realnych potrzeb (własnych, dziecka, całej rodziny), gdzieś umyka. 

Wiem to, bo sama kiedyś zmieniłam relację dzieckiem w projekt pt. „Będę na maksa bliskościową mamą”. Byłam przy tym tak spięta, że finalnie nikomu na dobre to nie wyszło. Nasze rodzinne życie bardziej przypominało pole walki, niż bezpieczną przystań. Za wszelką cenę próbowałam wcielić w życie bliskościowe wskazówki, nie widząc, że nie każda z nich odpowiada na potrzeby mojej rodziny.

Dziś wiem, że tonąc po uszy w książkach próbowałam stłumić lęk,
poczucie braku kompetencji i kryjącą się gdzieś w zakamarkach depresję. Wiedza, świadomość, informacje, były moją zasłoną dymną i dawały mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Starałam się przekonać samą siebie, że to, co robię, tak naprawdę mi służy, a wyidealizowana wizja RB to jedyny sposób na zbudowanie trwałej i bezpiecznej relacji z dzieckiem. 

Cóż mogę powiedzieć? 

Myliłam się. 


Pisząc ten tekst, korzystałam z poniższych źródeł: 

  1. J. Juul – „Twoja kompetentna rodzina”, wyd. Mind 2011
  2. C. Gonzalez – „Wspólne dorastanie. Miłość i szacunek”, wyd. Mamania 2018 3. C. Gonzalez – „Mocno mnie przytul”, wyd. Mamania 2015
  3. J.Juul wywiad dla Wydawnictwa Mind „Rodzice powinni być prawdziwymi ludźmi” (https://wydawnictwomind.pl/rodzice-powinni-byc-prawdziwymi-ludzmi-wywiad-z-jesperem-juulem/)

 

To też może Ci się spodobać

Dodaj komentarz

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda